Moje włosy przeszły prawdziwy koszmar i dziwię się, że wciąż jeszcze je posiadam. Zniszczone, kruche, łamliwe aczkolwiek są. Nie przedłużając dłużej, zapraszam do lektury, która powinna nie nazywać się ''Moja Włosowa Historia'' a...
''Zbrodnie włosowe Scarlett Alice'' ...
Począwszy od dzieciństwa-A więc genetyka ma znaczenie.
Włosy
odziedziczyłam po tacie. Słabe, cienkie, rzadkie. Odkąd pamiętam
wszyscy wokół-rodzina, znajomi mojej rodziny, powtarzali, że moje włosy
są okropne. Także już wtedy krytyka nie była mi obca. Oczywiście w
tamtym wieku zupełnie nie przejmowałam się ich stanem. Cóż, jako dziecko
miałam wysokie mniemanie o sobie, które z czasem zanikło i doprowadziło
do nadmiernej ilości kompleksów. Na początek parę zdjęć z tamtych
czasów.
Jak
widać na powyższym zdjęciu mama lubiła czesać mi dwa kucyki (że niby
wyglądałam uroczo. Sama Scarlett ich nienawidziła) W 3 klasie
podstawówki nadszedł bunt i kucyki rozpuszczałam :D
Wraz
z upływającym czasem włosy tylko raz uległy poprawie. Tuż po ścięciu na
krótko, podczas odrastania mówiono mi, że stały się gęstsze.
Wydawałoby się, że powinno być lepiej. Nic bardziej mylnego, im dłuższe tym cieńsze.
Kolejne zdjęcie odbijając od czasów przedszkola robione było w 2 klasie podstawówki, przed komunią. Całego niestety nie posiadam, ale włosy się zachowały :D
Tak
jak mówiłam, w 3 klasie podstawówki wszczęłam bunt kucykowy, i
rozpuszczałam je. Czułam się wtedy jak gwiazda filmowa. Moja samoocena
była nad wyraz wysoka, a szczerze mówiąc teraz zastanawiam się dlaczego.
Inne dzieci naprawdę miały piękne włosy, ale ja z pewnością do nich nie
należałam. Dziecięca logika: Jestem księżniczkąąą.
Po
raz pierwszy za eksperymentowanie z włosami wzięłam się jakoś tuż po
ukończeniu pierwszej klasy gimnazjum. Zupełnie nie akceptowałam siebie, i
nie byłam zachwycona obecnym wyglądem ( a więc przeciwieństwo podejścia
dziecięcego) Chciałam coś zmienić. Moja mama od lat farbuje włosy na
czarno, podobnie zresztą jak i ciocia. To dlaczego miałabym nie
spróbować i ja? Najpierw w ruch poszła podobno mniej inwazyjna
szamponetka Marion Czerń Granatu. Bądź co bądź nie zauważyłam żadnych
zniszczeń. Kolor średnio mi podpasował. Na szczęście szybko zszedł. Nie
posiadam zdjęcia z tamtego czasu.
W
drugiej gimnazjum zrobiłam przerwę od zmieniania koloru włosom,
wszystko było dopiero przede mną. Mimo przerwy od koloryzacji nie
dawałam im chwili wytchnienia. Prostownica (Czy Wy też prostowałyście
proste włosy? :D) ...aż w końcu zapragnęłam mieć wymarzone loki, a że
lokówki nie miałam zamiaru kupić wzięłam sobie większą spinkę do włosów,
nawinęłam na nią kosmyk no i dawałam pod prostownicę. Loki były, ale
później pojawił się też problem nadmiernego używania lakieru do włosów.
Tutaj także nie posiadam żadnego zdjęcia.
Za
to moja koleżanka już w połowie 1 gimnazjum i 2 widząc moje włosy,
postanowiła zabawić się we fryzjerkę (co nie zawsze wychodziło na dobre)
I tak oto dałam sobie ściąć swoje dość długie, choć cienkie
włoski, na długość ramion, mało, że ściąć, to na dodatek ścieniować, co
jak mi mówiła koleżanka-miało wspomóc na końcówki, i objętość. Nie
byłoby w tym nic złego, gdyby nie fakt, że robiła to zwykłymi
nożyczkami. Ale, co ja tam wtedy wiedziałam o jakiejkolwiek pielęgnacji
:) Za pierwszym razem efekt zachwycił większość moich znajomych, dlatego
nadszedł czas, kiedy postanowiłam po raz drugi oddać się w jej jej jak
myślałam wtedy zwinne ręce. No i odnośnie tego oczywiście kolejny fakt,
który nie uszedł mojej uwadze- że w momencie kiedy robiła mi grzywkę na
prosto, i podcinała ją usłyszałam w pewnym momencie wylęknione ''O
o...'' ,gdzie chwile potem okazało się, że grzywka jednak wyszła
''troszeczkę krzywo'' :) Dziś oczywiście bardzo się z tego śmieję, gdy
przypomnę sobie swoje załamanie, kiedy w szkole różne dziewczyny
mierzyły mnie wzrokiem, a ja wiedziałam, że nic tylko obgadują moje
krzywo obcięte włosy, no ale...przeżyłam i to się liczy :) Poza tym
muszę dodać, że Gabrysia jest teraz na drugim roku technikum
fryzjerskiego, i nie ma już nic z tej 'szkolnej' amatorki :) Za
pierwszym razem po poddaniu się w dłonie Gabrysi powróciłam do
karbownicy, i dzień w dzień męczyłam nią swoje włosy. Zdjęcia z tego
okresu:
Po
drugiej gimnazjum, na wakacje w okolicach lipca/sierpnia znów
postanowiłam pobawić się koloryzacją. I tak oto tym razem na mojej
głowie wylądowała już farba. Niestety, nie pamiętam jaka. Muszę dodać,
że farbowanie rozpoczęłam, i wciąż stosuje samodzielnie, nie chodzę do
fryzjera. O dziwo, moje włosy wyglądały po tamtej farbie znacznie lepiej
niż wcześniej. Dlaczego? Do tego stopnia o nie nie dbałam, że
farbowanie wcale ich nie zniszczyło, a wręcz na przyjazny skład z
dodatkami ekstraktów, zareagowały dość dobrze, wręcz podbudowało to moje
włosy, co zauważyła część rodziny, i znajomych. Kolor nie schodził
szybko, ale jednak do 3 gimnazjum wyblakł znacznie, i znów ujawnił się
mój...już nie naturalny brąz, a coś jak brązo-czerń, nie wyglądało to
estetycznie. Nie posiadam zdjęć.
Przed komersem trzeba było się przecież odstrzelić, aby 'jakoś' wyglądać, przynajmniej taki pogląd miały moje koleżanki, a więc wtedy i ja, dlatego kolejny raz w ruch poszła farba, przez którą później miałam kłopoty z wypłukaniem jej, kiedy zachciało mi się innego koloru. Była to bodajże farba z Naturii, co cholernie mnie dziwi, bo dziewczyny na internecie pisały, że wypłukuje się ona dość szybko. Oczywiście kolor czarny. Bardzo długo trzymała się na włosach.
W
połowie 1 klasy liceum zachciało mi się...czerwieni na włosach :) A
wszystko za sprawą pewnej dziewczyny na photoblog.pl ,której włosy
spodobały mi się do tego stopnia, że od razu poleciałam po czerwoną
farbę. Raz zafarbowałam, efektu brak, drugi raz, efekt tylko na górze,
na odrostach. A czerń? Za nic nie chciała się wypłukać, wpadałam w
rozpacz i sięgałam się różnych metod. Od najlepszych po najgłupsze, ale nigdy rozjaśnianie!
Nigdy nie mów nigdy. W ruch poszedł jednak rozjaśniacz firmy Joanna.
Do całej części włosów, ale...postanowiłam jednak zrobić sobie ombre,
na chwilę zapomniałam o czerwieni. Ombre wyszło idealnie, choć jak można
było się domyślić czarne włosy po rozjaśnieniu były zwyczajnie rude :)
Ale efekt bardzo ,ale to bardzo przypadł mi i moim znajomym do gustu :)
Niestety nie posiadam zdjęcia.
Jednak
uznałam, że czerwień wciąż kusi także rozjaśniłam włosy kolejny raz, na
większej części włosów, bardzo nieumiejętnie. Cóż miałam gdzie niegdzie
rude pasemka na całej części włosów, oraz czarne, a nawet...blond. Nie
przeszkadzało mi to! Teraz w takich włosach nie pokazałabym się kolejny
raz.
Teraz mogłam dążyć do...Czerwieni :) I tak oto farbowanie na czerwono się rozpoczęło, kolor jednak szybko blakł, jak to po rozjaśnianiu bywa. Czerwień lądowała na moich włosach w tamtym czasie około 3 razy. Dwa razy z Joanny, raz z Garniera. Na zdjęciu włosy po Joannie.
Kolor
jak mówiłam blakł bardzo szybko...Zdenerwowało mnie to do tego stopnia,
że postanowiłam zmienić kolor na...Brąz. Nie tylko stan włosów mnie do
tego przekonał, ale też mój...obecny chłopak :D Później były już tylko
brązy. Naliczyłam sobie trzy farby z wtedy. Nie posiadam zdjęć.
A
latem...znów nagła chęć. CZERWIEŃ! Farba z Garniera kolejny raz nie
spisała się, i we wrześniu znów powrót do brązu. Z początku myślałam, że
nie posiadam zdjęć, jednak znalazłam.
Ale brązy szybko mi się znudziły, kolor się powoli wypłukiwał ujawniając wcześniejszą czerwień i znów w obieg weszło słynne ombre.
Kolejny raz rozjaśniacz na dolne partie włosów...
A później znów powrót do brązu przed tym zdjęciem. Dokładniej do Palonej Kawy z Marion'a. I tak kolor ostał się jakiś czas.
Ale brązy szybko mi się znudziły, kolor się powoli wypłukiwał ujawniając wcześniejszą czerwień i znów w obieg weszło słynne ombre.
Kolejny raz rozjaśniacz na dolne partie włosów...
A później znów powrót do brązu przed tym zdjęciem. Dokładniej do Palonej Kawy z Marion'a. I tak kolor ostał się jakiś czas.
Na
kolejnym roku liceum, kiedy znów malowałam włosy na brąz, Tiszkens-
moja przyjaciółka, nakłoniła mnie na blond! I zaczęło się, rozjaśniacz
na całe włosy x2 Przerwę od rozjaśniania do rozjaśniania zrobiłam
niewielką, za pierwszym razem włosy dość ciekawe, ładnie rude z
ciekawymi pasemkami, spodobał mi się ten odcień! :) Kilka osób mówiło,
bym zrezygnowała z chęci blondu, ja niestety obstawałam przy swoim.
Po pierwszym rozjaśnianiu włosy przesuszone, zniszczone, ale rude! xD
Dodam
,co najważniejsze, po pierwszym rozjaśnianiu W OGÓLE NIE DBAŁAM O
WŁOSY, żadnych odżywek ,masek ,kompletnie NIC! Na dodatek moja wrażliwa
skóry głowy bardzo ucierpiała po tym zabiegu. Powstały bolące strupki,
zaczęły się wizyty u lekarza, smarowanie różnymi maściami... ja jednak
nie zrażona kontynuowałam dalej. Na studniówkę chłopaka poszłam jeszcze w
rudych, i bardzo dobrze, ponieważ potem było tylko gorzej.
Nic
dziwnego, że zabieg rozjaśniania po raz drugi w tak krótkim czasie
(tydzień lub dwa), naruszył strukturę włosa do tego stopnia, że włosy
zaczęły się niesamowicie kruszyć. Straszne, jednak nie zniechęcało mnie
to, i dalej kontynuowałam. W ruch poszedł...rozjaśniacz w spray'u z
Joanny, i myślę, że po tych zabiegach, to on najbardziej dobił moje
zmęczone zabiegami fryzjerskimi włosy...Stały się jak to oczywiście
bywa, wysokoporowate, bardziej suche, zniszczone, łamliwe nawet na 4-5
cm! Zdjęcia z tamtego czasu i moja jajeczniczka na głowie:
Oraz straszne końcówki:
Postanowiłam
naruszyć kolejny raz ich strukturę, i zafarbować. Znów na brąz.
Niestety nie mam zdjęć, a kolor wypłowiał szybko. Dlatego zdecydowałam
się ponownie zafarbować na czerń. Zrozumiałam, że potrzebna jest tutaj
intensywna pielęgnacja, i zaczęło się...czytanie blogów o włosach,
latanie po sklepach za różnymi kosmetykami do włosów, i wszelki zamęt.
Jedni mówią, że silikony to zło, inni ,że pomagają, i co tu sądzić? W
głowie miałam chaos, ale doszłam do wniosku, że będę kupować polecane na
blogach kosmetyki, i obserwować, jak reagują moje włosy. Przecież to
najlepsza metoda :) A teraz po parę zdjęć z farbowania na czerń, oraz
zanik koloru,prześwity, i dodatkowa obecna aktualizacja.
Kiedy kolor zaczął schodzić...
Fale po warkoczu nocnym :P
Obecna aktualizacja
Włosy tłuste od nasady przez Jantar.
Na
dzień dzisiejszy wyznaję zasadę o której pisałam. Kupuję polecane
kosmetyki na blogach, i sprawdzam je, czy służą moim włosom. Wciąż tkwię
w zakupowym szale, sporządzam listy tego, co potrzebne, i zamierzam
wracać do naturalnych. Koniec z farbą. Wiem, że kolor schodzi w
zawrotnym tempie, dlatego kiedy dojdzie do tego, iż włosy znów zrobią
się kaczo- żółte zafunduje im delikatną szamponetkę w kolorze czerni.
Mam mnóstwo odżywek, olei, olejków, mgiełek, masek, które wciąż czekają,
by je wypróbować. Nie ma dnia, abym czegoś nie kładła na włosy. I
chociaż wiem, że wciąż są bardzo zniszczone, to zamierzam się starać, by
ich stan ulegał poprawie. Wciąż jestem początkującą włosomaniaczką, i
dalej brakuje mi sporej wiedzy, ale zamierzam ze wszystkich sił dbać o
nie najlepiej jak umiem :) I mam nadzieję, że nadejdzie dzień, gdy do
tej historii będę mogła dodać zdjęcie zdrowych, odbudowanych włosów :D
Niestety obecnie mam gorszy czas dla nich. Wczoraj kładłam maseczkę,
która zawsze pomagała zyskać na nawilżeniu, a tym razem zawiodła (Ziaja
Intensywne Wygładzanie + łyżeczka olejku rycynowego, łyżeczka olejku
avokado, łyżeczka oleju ze słodkich migdałów. Moje włosy za szybko się
przyzwyczajają, także chyba przez to mam z nimi tak ciężko. No i muszę
dodać, że mimo wszystko wciąż męczę się z łamaniem, co prawda nie tak
wielkim jak z początku, ale jednak.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz