Wiem, że miał to być blog o włosach i wciąż jest o nich jednakże nie mogłam się powstrzymać,by nie dodać tutaj tych wspaniałych zdjęć, ale do rzeczy ;) Wczoraj podczas zajadania się kisielem z moim facetem, mama nagle zawołała, że odwiedził nas pewien kotek, pojawiający się co jakiś przed naszym domem. Jest to miła odmiana po okresie, gdy straciłam własnego, a nowego niestety nie wiem czy mogę mieć z racji alergii (dowiem się 4 października) Nie zanudzając więcej wstępem zapraszam do oglądania zdjęć, które zrobił mój chłopak ;* Według mnie są wspaniałe. Amatorskie, ale piękne! I nikt nie wmówi mi inaczej. Osobiście podobają mi się wszystkie jednakże najładniejsze to drugie, czwarte, szóste i siódme :)
poniedziałek, 16 września 2013
niedziela, 15 września 2013
Kłosy- zdjęcia z internetu i parę słów ;)
Od paru dni myślę w jaki sposób mogłabym zmienić swoją fryzurę. Zwykły warkocz mi się znudził, a kucyki noszę bezustannie. Któregoś dnia koleżanka z klasy pojawiła się w kłosie i od tamtej pory warkocz ten bardzo, ale to bardzo przypadł mi do gustu! : ) Wczoraj z ciekawości zerknęłam sobie na zdjęcia dziewczyn z kłosami i wręcz zakochałam się w nich *.* Poniżej te zdjęcia, które urzekły mnie najbardziej:
Tutaj kłos prezentuje się bardzo ładnie. Kolory i sploty wyglądają cudownie, zwłaszcza w połączeniu z koronkową bluzeczką ;)
A to zdjęcie urzekło mnie nie tylko z powodu fryzury, ale i wspaniałego, słodkiego kotka o cudnych niebieskich oczkach <3. Muszę przyznać, że na jaśniejszych włosach kłosy lepiej się prezentują, na ciemniejszych czasami np. w innych pomieszczeniach trzeba się dokładniej przypatrzeć ,co nie zmienia faktu, że każde kłosy są piękne <3
Oczywiście zaraz się zaczęło szukanie instrukcji jak wykonać takiego kłosa i irytowanie się, gdy ten nie wychodził. Nawet raz dałam swoje włosy pod dłonie mojego faceta i po jakimś czasie usłyszałam jego ''O ja! Wychodzi!'' i już zdążyłam się nawet załamać, że ja, kobieta nie potrafię zrobić kłosa a mój K. potrafi, kiedy po pewnym czasie znów usłyszałam ''Lipa, zrobiłem warkocza'' ;D Daliśmy sobie spokój, aby spędzić miłą sobotę i nie zanudzać go włosowymi inspiracjami, lecz ,gdy już pojechał do domu wciąż szukałam dalej. Wpisałam zrozpaczona w google banalne hasło 'nie umiem zrobić kłosa' aż w końcu przy drugim wyniku wyświetlił się blog blondeme (tutaj link: http://blondeme.pl/jak-zrobic-klosa-krok-po-kroku-dzialamy/), gdzie była dokładna instrukcja podczas której wyszło na jaw, że wcześniejsza wprowadzała nas w błąd i przez to inaczej dzieliliśmy włosy. Od razu popędziłam do lustra spróbowałam raz- zaczęło coś wychodzić! :D Spróbowałam drugi raz i tym razem to już bardziej był kłos niż wszystkie poprzednie razem wzięte. Swojemu facetowi napisałam smsa, że spróbuję jeszcze jutro, on oczywiście nie wierzył, że mi się to uda, aż w końcu wysłałam mu mmsem zdjęcia i jego odpowiedź: ''Wiedziałem ,że to coś prostego musi być'' Tutaj niestety na razie zdjęć nie dodam, ponieważ nie posiadam kabla usb do mojego telefonu, ale wkrótce go zdobędę.
Swoją drogą muszę przyznać, że niesamowicie się zapuściłam z dbaniem o włosy! Ostatni wpis był ponad miesiąc temu i do wczoraj nic z pielęgnacją oprócz szamponu i odżywki po myciu nie robiłam. Teraz to się zmieni, ponieważ motywacja wróciła, wrzesień w trakcie, więc czasu będzie sporo. Także wczoraj po raz pierwszy postanowiłam wypróbować sposób olejowania w misce (wcześniej olejowałam włosy na mokro i nie podobała mi się ta forma olejowania), do ciepłej wody dodałam dwie łyżki olejku Alterry migdały i papaja, dokładnie wymieszałam na rosół i moczyłam w tym sobie włosy przez około 2 minuty , polewając je sobie czasem od góry tak, by olejek miał szansę wszędzie dotrzeć, potem odsączyłam zbyt dużą ilość wody w ręcznik, dałam go sobie na ramiona, przeczesałam dokładnie włosy i zostawiłam na 2 godziny do wyschnięcia. Później poszłam zmyć olejek, najpierw na końcówki włosów dałam odżywki Garnier Ultra Doux A i K, potem umyłam włosy szamponem Alterry z papają i bambusem, na koniec znów nałożyłam odżywkę Garnier, ale w połączeniu z odżywką Nivea Long Repair. Po odsączeniu reszty wody w ręcznik dodałam jeszcze serum z Biovax na końcówki. Efekt? Włosy wspaniale śliskie, błyszczące, miękkie, przyjemne w dotyku, a więc przeciwieństwo poprzedniego suszu. Dodatkowo cudownie mi pachną, a olejowanie w misce z olejkiem Alterry to sama przyjemność, ponieważ zapach tego olejku dość długo unosił się w całej łazience ;) Będę musiała stworzyć dokładny plan pielęgnacji, ponieważ 3 dni w tygodniu mam szkołę i przez te 3 dni wracam do domu bardzo późno, po czym jestem cholernie zmęczona i nie marzę o niczym innym jak o tym, by iść się położyć do łóżka, ewentualnie coś poczytać. Na pewno olejować będę 2-3 razy w tygodniu, nie więcej, bo za częste olejowanie też im nie służy. Maskę będę nakładać na włosy 2 razy w tygodniu, a po każdym myciu odżywkę i na skórę głowy nową wersję Jantaru. Zobaczymy za jakiś czas, czy to mi coś pomoże, ponieważ dalej tak jak od początku bloga męczę się z łamiącymi końcówkami. Mniej ,bo mniej ,ale problem nie zanikł. Życzę miłej, leniwej niedzieli wszystkim, którzy jakoś dotrwali do końca :*
Tutaj kłos prezentuje się bardzo ładnie. Kolory i sploty wyglądają cudownie, zwłaszcza w połączeniu z koronkową bluzeczką ;)
Jeśli ktoś ma bardzo grube i gęste włosy kłos wygląda jeszcze bardziej spektakularnie, niestety moje włosy do takich nie należą...
Oczywiście zaraz się zaczęło szukanie instrukcji jak wykonać takiego kłosa i irytowanie się, gdy ten nie wychodził. Nawet raz dałam swoje włosy pod dłonie mojego faceta i po jakimś czasie usłyszałam jego ''O ja! Wychodzi!'' i już zdążyłam się nawet załamać, że ja, kobieta nie potrafię zrobić kłosa a mój K. potrafi, kiedy po pewnym czasie znów usłyszałam ''Lipa, zrobiłem warkocza'' ;D Daliśmy sobie spokój, aby spędzić miłą sobotę i nie zanudzać go włosowymi inspiracjami, lecz ,gdy już pojechał do domu wciąż szukałam dalej. Wpisałam zrozpaczona w google banalne hasło 'nie umiem zrobić kłosa' aż w końcu przy drugim wyniku wyświetlił się blog blondeme (tutaj link: http://blondeme.pl/jak-zrobic-klosa-krok-po-kroku-dzialamy/), gdzie była dokładna instrukcja podczas której wyszło na jaw, że wcześniejsza wprowadzała nas w błąd i przez to inaczej dzieliliśmy włosy. Od razu popędziłam do lustra spróbowałam raz- zaczęło coś wychodzić! :D Spróbowałam drugi raz i tym razem to już bardziej był kłos niż wszystkie poprzednie razem wzięte. Swojemu facetowi napisałam smsa, że spróbuję jeszcze jutro, on oczywiście nie wierzył, że mi się to uda, aż w końcu wysłałam mu mmsem zdjęcia i jego odpowiedź: ''Wiedziałem ,że to coś prostego musi być'' Tutaj niestety na razie zdjęć nie dodam, ponieważ nie posiadam kabla usb do mojego telefonu, ale wkrótce go zdobędę.
Swoją drogą muszę przyznać, że niesamowicie się zapuściłam z dbaniem o włosy! Ostatni wpis był ponad miesiąc temu i do wczoraj nic z pielęgnacją oprócz szamponu i odżywki po myciu nie robiłam. Teraz to się zmieni, ponieważ motywacja wróciła, wrzesień w trakcie, więc czasu będzie sporo. Także wczoraj po raz pierwszy postanowiłam wypróbować sposób olejowania w misce (wcześniej olejowałam włosy na mokro i nie podobała mi się ta forma olejowania), do ciepłej wody dodałam dwie łyżki olejku Alterry migdały i papaja, dokładnie wymieszałam na rosół i moczyłam w tym sobie włosy przez około 2 minuty , polewając je sobie czasem od góry tak, by olejek miał szansę wszędzie dotrzeć, potem odsączyłam zbyt dużą ilość wody w ręcznik, dałam go sobie na ramiona, przeczesałam dokładnie włosy i zostawiłam na 2 godziny do wyschnięcia. Później poszłam zmyć olejek, najpierw na końcówki włosów dałam odżywki Garnier Ultra Doux A i K, potem umyłam włosy szamponem Alterry z papają i bambusem, na koniec znów nałożyłam odżywkę Garnier, ale w połączeniu z odżywką Nivea Long Repair. Po odsączeniu reszty wody w ręcznik dodałam jeszcze serum z Biovax na końcówki. Efekt? Włosy wspaniale śliskie, błyszczące, miękkie, przyjemne w dotyku, a więc przeciwieństwo poprzedniego suszu. Dodatkowo cudownie mi pachną, a olejowanie w misce z olejkiem Alterry to sama przyjemność, ponieważ zapach tego olejku dość długo unosił się w całej łazience ;) Będę musiała stworzyć dokładny plan pielęgnacji, ponieważ 3 dni w tygodniu mam szkołę i przez te 3 dni wracam do domu bardzo późno, po czym jestem cholernie zmęczona i nie marzę o niczym innym jak o tym, by iść się położyć do łóżka, ewentualnie coś poczytać. Na pewno olejować będę 2-3 razy w tygodniu, nie więcej, bo za częste olejowanie też im nie służy. Maskę będę nakładać na włosy 2 razy w tygodniu, a po każdym myciu odżywkę i na skórę głowy nową wersję Jantaru. Zobaczymy za jakiś czas, czy to mi coś pomoże, ponieważ dalej tak jak od początku bloga męczę się z łamiącymi końcówkami. Mniej ,bo mniej ,ale problem nie zanikł. Życzę miłej, leniwej niedzieli wszystkim, którzy jakoś dotrwali do końca :*
sobota, 10 sierpnia 2013
Recenzja farby Londa -odcień czarny, oraz przemyślenia dotyczące pielęgnacji włosów :)
Wakacje mijają dość szybko, a ja ze swoją włosową pielęgnacją zapuściłam się wręcz maksymalnie. Zamiast dbać sumiennie o zniszczone ( a odzyskujące blask, i nawilżenie) sianko, ja podniszczyłam je jeszcze bardziej. Zachciało mi się ombre, choć miał być powrót do naturalnych. Przy czym ombre wyszło nie jak chciałam. Zamiast ładnego blondu kontrastującego z jasnym brązem pojawił się rudy. I skończyło się na farbowaniu czarną Londą. Swoją drogą nie polecam tej farby, jest straszna! Na szybko wklejam moją recenzję z wizaż.pl:
- Okropna konsystencja!
- Farbę kupiłam, ponieważ koleżanka z klasy mówiła mi, że kolor jest po niej bardzo długo trwały. Czy tak jest zapewne się nie dowiem, jednak mogę stwierdzić dwa stanowcze minusy:
-Konsystencja mieszanki jest okropna! Spływała mi z włosów, tym samym brudząc wszystko, zaczynając od uszu, szyi, a kończąc na (niestety) szafce z kosmetykami. Nawet gęsta odżywka dodana do mieszanki nie pomogła... A muszę dodać, że wcześniej kładłam na szyję, twarz, ramiona bardzo grubą warstwę tłustego kremu, co i tak nie pomogło przy zmywaniu farby z tych części ciała. Pomógł dopiero peeling z Lirene + tonik z Ziai i zmywacz do paznokci z ekstraktem z cytryny.
-Kolejnym minusem są rękawiczki dołączone do farby...nie wiem, czy tylko ja miałam jakieś beznadziejne, czy naprawdę takie są, jednak ,gdy zaczęłam nakładanie farby zauważyłam niepokojący siny kolor na paznokciach, szybko zdjęłam rękawiczki po czym okazało się, że są słabe i dziurawe (nigdy wcześniej problemu z rękawiczkami nie miałam)
oprócz tych dwóch minusów mogę dodać jeszcze jeden, mianowicie tubka. Bardzo ciężko wyciskało mi się krem koloryzujący...ale może to być uprzedzenie do takich tubek
A teraz kolej na plusy:
-Farbę musiałam zmywać po 10 minutach...gdyż mama wyganiała mnie z łazienki, a wiem, że jak weszłaby do niej to wyszłaby za godzinę, na co nie mogłam pozwolić sobie przy moich bardzo zniszczonych włosach. A kolor...wyszedł całkiem nieźleDziewczyny mówią, że sztucznie, a mi się podoba, włosy niesamowicie się błyszczą!
-Kolejnym plusem jest niewątpliwie to ,że farba nie podsuszyła mi włosów...choć może to zasługa dodanej do niej dodatkowej odżywki.
- I ostatni plus... Dołączona odżywka rzekomo przedłużająca kolor, odcień...przy nakładaniu miękkości włosów nie wyczuwałam, ale po zmyciu włosy były dość miękkie, średnio nawilżone. Efekt powalający co prawda nie był, ale dużo lepszy od innych odżywek ,które miałam ^^
Czy zdecyduje się na ponowny zakup? Mimo plusów, konsystencja mieszanki stanowczo odstrasza...Z pół godziny męczyłam się nad zmyciem farby z uszu, szyi... i dłoni, ponieważ przez całą rękawiczkę mieszanka ściekała...więc mimo pozytywów, nie kupię ponownie. A więc nie odradzam, nie polecam. Według mnie każdy powinien spróbować i sam zobaczyć, czy się opłaca. Co do trwałości koloru się nie wypowiem, trzymałam farbę tylko 10 minut, więc sądzę, że kolor szybko się spłuka, ale efekt od razu po zadowolił mnie wystarczająco ^^ Jeśli ktoś zamierza wypróbować farbę polecam inne rękawiczki...ja wzięłam z farby mamy i one już były ok, oraz wielką ostrożność przez konsystencję
Używam tego produktu od: dziś
Ilość zużytych opakowań: jednoOceniono na 3.00 na 5 gwiazdek.
Kupiłabyś ten produkt ponownie? Nie- Obecnie moje włosy nie są w najlepszym stanie. A czeka je kolejne farbowanie przed rokiem szkolnym, na paloną kawę z Marionu. Jakoś zawsze wracam do tej farby :) Rozleniwiłam się i nie pamiętam kiedy ostatnio kładłam na włosy maskę, czy olej. Przez pewien czas miałam sporo teorii i rozmyślań na temat słynnych włosomaniaczkowych akcji. Czytałam bloga blond bunny, i wiele ,wiele innych. W tym anwen, BHC. Dużo podzielonych opinii, komentarzy pod ich postami. I z tego wszystkiego jak zarówno ze swoich obserwacji (Ameryki zapewne nie odkryłam xD) wywnioskowałam tylko tyle, że najważniejszy jest umiar :) Ani przesadna dbałość, ani zbyt wielki minimalizm :) A przynajmniej w moim przypadku sprawdza się to lepiej. Ponieważ był czas, kiedy nałogowo kładłam 3 razy w tygodniu oleje na włosy, na całą noc, a także 2 razy maseczki, prócz tego myłam włosy metodą omo (co dwa dni), czasem nawet samą odżywką...przeważnie były to Isanki, i Joanny Naturie. Jak się potem okazało, moje włosy zamiast odżyć, i stawać się coraz to ładniejsze, zdrowsze, stawały się tłuste, zbite w strąki, przyklapnięte, i o dziwo suche. Wręcz przesuszone, gdzie wcześniej nawilżenie włosów było dobre. Pojawiało się pytanie, ale jak to?! Przecież ja o nie tak dbam, co robię nie tak? I metodą prób, oraz błędów doszłam do przyczyny...mianowicie moje włosy okropnie reagowały na isopropyl alcohol, który w odżywkach służących mi do omo występował jak dla mnie w za dużych ilościach. Od razu zaczęłam sprawdzać składy wszystkich swoich odżywek (a miałam ich pokaźną ilość) i z niechęcią prawie wszystkie byłam zmuszona oddać mamie. Odstawiłam na jakiś czas odżywki, po myciu pryskałam włosy odżywką w sprayu bez alkoholu, i ...o dziwo, włosy zaczęły mieć się lepiej. Przystopowałam też z olejowaniem, i ciągłym myciem. Starałam się myć co dwa dni. W przedłużaniu świeżości pomagała mi woda brzozowa, a jak było gorzej, to brałam grzywkę, i przednią część głowy myłam w umywalce szamponem, aby nie męczyć włosów na długości. Teraz z kolei zapuściłam się z pielęgnacją, i moje włosy też dobrze nie wyglądają. Wniosek jak powyżej? Ani nadmierna dbałość, ani zbytni minimalizm, bo póki co jedyne co kładę na włosy prócz oczywistości jaką jest szampon, to odżywka jaka wpadnie mi w dłonie. Np dziś był szampon Nivea Diamond Gloss, i odżywka elseve total repair 5 (wiem, reklamowane kosmetyki itd, ale ja się ich nie boję, podobnie jak slsów, i silikonów, wszystko jest dla ludzi, nie dajmy się zwariować :D) O wcierkach mowy nie ma, gdyż ostatnio ogarnął mnie tak niesamowity leń, że ciężko , po prostu ciężko, ale zamierzam próbować nową wersję Jantara, która już na mnie czeka. Z tego wychodzi jedno. Że obiecuje poprawę w pielęgnacji, i prowadzenie dziennika. Na razie zamierzam wykończyć szampon Nivei, a potem zobaczy się, ponieważ czytając powyżej wymienione blogi, uznałam, że to co jednemu pasuje, drugiemu niekoniecznie się sprawdzi. I jeszcze jedno, widziałam jakieś waśni i spory w sferze blogowej. Uważam ,że to niepotrzebne, naprawdę. Według mnie zarówno blond bunny, jak i anwen, oraz BHC i wiele innych blogerek są wspaniałe, i widać, że kochają to, o czym piszą, a że nie każdemu pasują ich metody, pomysły ,czy to co piszą? Nie każdemu musi pasować. Ja nie wszystko biorę sobie do serca, i do wielu metod pielęgnacji podchodzę z dystansem :) Tyle chciałam napisać. Przepraszam za chaos we wpisie, ale... gdzieś trzeba było spisać to co w głowie siedzi :)
niedziela, 9 czerwca 2013
Moja Włosowa Historia (Zbrodnie włosowe Scarlett)
Moje włosy przeszły prawdziwy koszmar i dziwię się, że wciąż jeszcze je posiadam. Zniszczone, kruche, łamliwe aczkolwiek są. Nie przedłużając dłużej, zapraszam do lektury, która powinna nie nazywać się ''Moja Włosowa Historia'' a...
''Zbrodnie włosowe Scarlett Alice'' ...
Począwszy od dzieciństwa-A więc genetyka ma znaczenie.
Wydawałoby się, że powinno być lepiej. Nic bardziej mylnego, im dłuższe tym cieńsze.
Kolejne zdjęcie odbijając od czasów przedszkola robione było w 2 klasie podstawówki, przed komunią. Całego niestety nie posiadam, ale włosy się zachowały :D
Przed komersem trzeba było się przecież odstrzelić, aby 'jakoś' wyglądać, przynajmniej taki pogląd miały moje koleżanki, a więc wtedy i ja, dlatego kolejny raz w ruch poszła farba, przez którą później miałam kłopoty z wypłukaniem jej, kiedy zachciało mi się innego koloru. Była to bodajże farba z Naturii, co cholernie mnie dziwi, bo dziewczyny na internecie pisały, że wypłukuje się ona dość szybko. Oczywiście kolor czarny. Bardzo długo trzymała się na włosach.
Teraz mogłam dążyć do...Czerwieni :) I tak oto farbowanie na czerwono się rozpoczęło, kolor jednak szybko blakł, jak to po rozjaśnianiu bywa. Czerwień lądowała na moich włosach w tamtym czasie około 3 razy. Dwa razy z Joanny, raz z Garniera. Na zdjęciu włosy po Joannie.
Po pierwszym rozjaśnianiu włosy przesuszone, zniszczone, ale rude! xD
''Zbrodnie włosowe Scarlett Alice'' ...
Począwszy od dzieciństwa-A więc genetyka ma znaczenie.
Włosy odziedziczyłam po tacie. Słabe, cienkie, rzadkie. Odkąd pamiętam wszyscy wokół-rodzina, znajomi mojej rodziny, powtarzali, że moje włosy są okropne. Także już wtedy krytyka nie była mi obca. Oczywiście w tamtym wieku zupełnie nie przejmowałam się ich stanem. Cóż, jako dziecko miałam wysokie mniemanie o sobie, które z czasem zanikło i doprowadziło do nadmiernej ilości kompleksów. Na początek parę zdjęć z tamtych czasów.
Jak widać na powyższym zdjęciu mama lubiła czesać mi dwa kucyki (że niby wyglądałam uroczo. Sama Scarlett ich nienawidziła) W 3 klasie podstawówki nadszedł bunt i kucyki rozpuszczałam :D
Wraz z upływającym czasem włosy tylko raz uległy poprawie. Tuż po ścięciu na krótko, podczas odrastania mówiono mi, że stały się gęstsze.
Wydawałoby się, że powinno być lepiej. Nic bardziej mylnego, im dłuższe tym cieńsze.
Kolejne zdjęcie odbijając od czasów przedszkola robione było w 2 klasie podstawówki, przed komunią. Całego niestety nie posiadam, ale włosy się zachowały :D
Tak jak mówiłam, w 3 klasie podstawówki wszczęłam bunt kucykowy, i rozpuszczałam je. Czułam się wtedy jak gwiazda filmowa. Moja samoocena była nad wyraz wysoka, a szczerze mówiąc teraz zastanawiam się dlaczego. Inne dzieci naprawdę miały piękne włosy, ale ja z pewnością do nich nie należałam. Dziecięca logika: Jestem księżniczkąąą.
Po raz pierwszy za eksperymentowanie z włosami wzięłam się jakoś tuż po ukończeniu pierwszej klasy gimnazjum. Zupełnie nie akceptowałam siebie, i nie byłam zachwycona obecnym wyglądem ( a więc przeciwieństwo podejścia dziecięcego) Chciałam coś zmienić. Moja mama od lat farbuje włosy na czarno, podobnie zresztą jak i ciocia. To dlaczego miałabym nie spróbować i ja? Najpierw w ruch poszła podobno mniej inwazyjna szamponetka Marion Czerń Granatu. Bądź co bądź nie zauważyłam żadnych zniszczeń. Kolor średnio mi podpasował. Na szczęście szybko zszedł. Nie posiadam zdjęcia z tamtego czasu.
W drugiej gimnazjum zrobiłam przerwę od zmieniania koloru włosom, wszystko było dopiero przede mną. Mimo przerwy od koloryzacji nie dawałam im chwili wytchnienia. Prostownica (Czy Wy też prostowałyście proste włosy? :D) ...aż w końcu zapragnęłam mieć wymarzone loki, a że lokówki nie miałam zamiaru kupić wzięłam sobie większą spinkę do włosów, nawinęłam na nią kosmyk no i dawałam pod prostownicę. Loki były, ale później pojawił się też problem nadmiernego używania lakieru do włosów. Tutaj także nie posiadam żadnego zdjęcia.
Za to moja koleżanka już w połowie 1 gimnazjum i 2 widząc moje włosy, postanowiła zabawić się we fryzjerkę (co nie zawsze wychodziło na dobre) I tak oto dałam sobie ściąć swoje dość długie, choć cienkie włoski, na długość ramion, mało, że ściąć, to na dodatek ścieniować, co jak mi mówiła koleżanka-miało wspomóc na końcówki, i objętość. Nie byłoby w tym nic złego, gdyby nie fakt, że robiła to zwykłymi nożyczkami. Ale, co ja tam wtedy wiedziałam o jakiejkolwiek pielęgnacji :) Za pierwszym razem efekt zachwycił większość moich znajomych, dlatego nadszedł czas, kiedy postanowiłam po raz drugi oddać się w jej jej jak myślałam wtedy zwinne ręce. No i odnośnie tego oczywiście kolejny fakt, który nie uszedł mojej uwadze- że w momencie kiedy robiła mi grzywkę na prosto, i podcinała ją usłyszałam w pewnym momencie wylęknione ''O o...'' ,gdzie chwile potem okazało się, że grzywka jednak wyszła ''troszeczkę krzywo'' :) Dziś oczywiście bardzo się z tego śmieję, gdy przypomnę sobie swoje załamanie, kiedy w szkole różne dziewczyny mierzyły mnie wzrokiem, a ja wiedziałam, że nic tylko obgadują moje krzywo obcięte włosy, no ale...przeżyłam i to się liczy :) Poza tym muszę dodać, że Gabrysia jest teraz na drugim roku technikum fryzjerskiego, i nie ma już nic z tej 'szkolnej' amatorki :) Za pierwszym razem po poddaniu się w dłonie Gabrysi powróciłam do karbownicy, i dzień w dzień męczyłam nią swoje włosy. Zdjęcia z tego okresu:
Po drugiej gimnazjum, na wakacje w okolicach lipca/sierpnia znów postanowiłam pobawić się koloryzacją. I tak oto tym razem na mojej głowie wylądowała już farba. Niestety, nie pamiętam jaka. Muszę dodać, że farbowanie rozpoczęłam, i wciąż stosuje samodzielnie, nie chodzę do fryzjera. O dziwo, moje włosy wyglądały po tamtej farbie znacznie lepiej niż wcześniej. Dlaczego? Do tego stopnia o nie nie dbałam, że farbowanie wcale ich nie zniszczyło, a wręcz na przyjazny skład z dodatkami ekstraktów, zareagowały dość dobrze, wręcz podbudowało to moje włosy, co zauważyła część rodziny, i znajomych. Kolor nie schodził szybko, ale jednak do 3 gimnazjum wyblakł znacznie, i znów ujawnił się mój...już nie naturalny brąz, a coś jak brązo-czerń, nie wyglądało to estetycznie. Nie posiadam zdjęć.
Przed komersem trzeba było się przecież odstrzelić, aby 'jakoś' wyglądać, przynajmniej taki pogląd miały moje koleżanki, a więc wtedy i ja, dlatego kolejny raz w ruch poszła farba, przez którą później miałam kłopoty z wypłukaniem jej, kiedy zachciało mi się innego koloru. Była to bodajże farba z Naturii, co cholernie mnie dziwi, bo dziewczyny na internecie pisały, że wypłukuje się ona dość szybko. Oczywiście kolor czarny. Bardzo długo trzymała się na włosach.
W połowie 1 klasy liceum zachciało mi się...czerwieni na włosach :) A wszystko za sprawą pewnej dziewczyny na photoblog.pl ,której włosy spodobały mi się do tego stopnia, że od razu poleciałam po czerwoną farbę. Raz zafarbowałam, efektu brak, drugi raz, efekt tylko na górze, na odrostach. A czerń? Za nic nie chciała się wypłukać, wpadałam w rozpacz i sięgałam się różnych metod. Od najlepszych po najgłupsze, ale nigdy rozjaśnianie!
Nigdy nie mów nigdy. W ruch poszedł jednak rozjaśniacz firmy Joanna. Do całej części włosów, ale...postanowiłam jednak zrobić sobie ombre, na chwilę zapomniałam o czerwieni. Ombre wyszło idealnie, choć jak można było się domyślić czarne włosy po rozjaśnieniu były zwyczajnie rude :) Ale efekt bardzo ,ale to bardzo przypadł mi i moim znajomym do gustu :) Niestety nie posiadam zdjęcia.
Jednak uznałam, że czerwień wciąż kusi także rozjaśniłam włosy kolejny raz, na większej części włosów, bardzo nieumiejętnie. Cóż miałam gdzie niegdzie rude pasemka na całej części włosów, oraz czarne, a nawet...blond. Nie przeszkadzało mi to! Teraz w takich włosach nie pokazałabym się kolejny raz.
Teraz mogłam dążyć do...Czerwieni :) I tak oto farbowanie na czerwono się rozpoczęło, kolor jednak szybko blakł, jak to po rozjaśnianiu bywa. Czerwień lądowała na moich włosach w tamtym czasie około 3 razy. Dwa razy z Joanny, raz z Garniera. Na zdjęciu włosy po Joannie.
Kolor jak mówiłam blakł bardzo szybko...Zdenerwowało mnie to do tego stopnia, że postanowiłam zmienić kolor na...Brąz. Nie tylko stan włosów mnie do tego przekonał, ale też mój...obecny chłopak :D Później były już tylko brązy. Naliczyłam sobie trzy farby z wtedy. Nie posiadam zdjęć.
A latem...znów nagła chęć. CZERWIEŃ! Farba z Garniera kolejny raz nie spisała się, i we wrześniu znów powrót do brązu. Z początku myślałam, że nie posiadam zdjęć, jednak znalazłam.
Ale brązy szybko mi się znudziły, kolor się powoli wypłukiwał ujawniając wcześniejszą czerwień i znów w obieg weszło słynne ombre.
Kolejny raz rozjaśniacz na dolne partie włosów...
A później znów powrót do brązu przed tym zdjęciem. Dokładniej do Palonej Kawy z Marion'a. I tak kolor ostał się jakiś czas.
Ale brązy szybko mi się znudziły, kolor się powoli wypłukiwał ujawniając wcześniejszą czerwień i znów w obieg weszło słynne ombre.
Kolejny raz rozjaśniacz na dolne partie włosów...
A później znów powrót do brązu przed tym zdjęciem. Dokładniej do Palonej Kawy z Marion'a. I tak kolor ostał się jakiś czas.
Na kolejnym roku liceum, kiedy znów malowałam włosy na brąz, Tiszkens- moja przyjaciółka, nakłoniła mnie na blond! I zaczęło się, rozjaśniacz na całe włosy x2 Przerwę od rozjaśniania do rozjaśniania zrobiłam niewielką, za pierwszym razem włosy dość ciekawe, ładnie rude z ciekawymi pasemkami, spodobał mi się ten odcień! :) Kilka osób mówiło, bym zrezygnowała z chęci blondu, ja niestety obstawałam przy swoim.
Po pierwszym rozjaśnianiu włosy przesuszone, zniszczone, ale rude! xD
Dodam ,co najważniejsze, po pierwszym rozjaśnianiu W OGÓLE NIE DBAŁAM O WŁOSY, żadnych odżywek ,masek ,kompletnie NIC! Na dodatek moja wrażliwa skóry głowy bardzo ucierpiała po tym zabiegu. Powstały bolące strupki, zaczęły się wizyty u lekarza, smarowanie różnymi maściami... ja jednak nie zrażona kontynuowałam dalej. Na studniówkę chłopaka poszłam jeszcze w rudych, i bardzo dobrze, ponieważ potem było tylko gorzej.
Nic dziwnego, że zabieg rozjaśniania po raz drugi w tak krótkim czasie (tydzień lub dwa), naruszył strukturę włosa do tego stopnia, że włosy zaczęły się niesamowicie kruszyć. Straszne, jednak nie zniechęcało mnie to, i dalej kontynuowałam. W ruch poszedł...rozjaśniacz w spray'u z Joanny, i myślę, że po tych zabiegach, to on najbardziej dobił moje zmęczone zabiegami fryzjerskimi włosy...Stały się jak to oczywiście bywa, wysokoporowate, bardziej suche, zniszczone, łamliwe nawet na 4-5 cm! Zdjęcia z tamtego czasu i moja jajeczniczka na głowie:
Oraz straszne końcówki:
Postanowiłam naruszyć kolejny raz ich strukturę, i zafarbować. Znów na brąz. Niestety nie mam zdjęć, a kolor wypłowiał szybko. Dlatego zdecydowałam się ponownie zafarbować na czerń. Zrozumiałam, że potrzebna jest tutaj intensywna pielęgnacja, i zaczęło się...czytanie blogów o włosach, latanie po sklepach za różnymi kosmetykami do włosów, i wszelki zamęt. Jedni mówią, że silikony to zło, inni ,że pomagają, i co tu sądzić? W głowie miałam chaos, ale doszłam do wniosku, że będę kupować polecane na blogach kosmetyki, i obserwować, jak reagują moje włosy. Przecież to najlepsza metoda :) A teraz po parę zdjęć z farbowania na czerń, oraz zanik koloru,prześwity, i dodatkowa obecna aktualizacja.
Kiedy kolor zaczął schodzić...
Fale po warkoczu nocnym :P
Obecna aktualizacja
Włosy tłuste od nasady przez Jantar.
Na dzień dzisiejszy wyznaję zasadę o której pisałam. Kupuję polecane kosmetyki na blogach, i sprawdzam je, czy służą moim włosom. Wciąż tkwię w zakupowym szale, sporządzam listy tego, co potrzebne, i zamierzam wracać do naturalnych. Koniec z farbą. Wiem, że kolor schodzi w zawrotnym tempie, dlatego kiedy dojdzie do tego, iż włosy znów zrobią się kaczo- żółte zafunduje im delikatną szamponetkę w kolorze czerni. Mam mnóstwo odżywek, olei, olejków, mgiełek, masek, które wciąż czekają, by je wypróbować. Nie ma dnia, abym czegoś nie kładła na włosy. I chociaż wiem, że wciąż są bardzo zniszczone, to zamierzam się starać, by ich stan ulegał poprawie. Wciąż jestem początkującą włosomaniaczką, i dalej brakuje mi sporej wiedzy, ale zamierzam ze wszystkich sił dbać o nie najlepiej jak umiem :) I mam nadzieję, że nadejdzie dzień, gdy do tej historii będę mogła dodać zdjęcie zdrowych, odbudowanych włosów :D Niestety obecnie mam gorszy czas dla nich. Wczoraj kładłam maseczkę, która zawsze pomagała zyskać na nawilżeniu, a tym razem zawiodła (Ziaja Intensywne Wygładzanie + łyżeczka olejku rycynowego, łyżeczka olejku avokado, łyżeczka oleju ze słodkich migdałów. Moje włosy za szybko się przyzwyczajają, także chyba przez to mam z nimi tak ciężko. No i muszę dodać, że mimo wszystko wciąż męczę się z łamaniem, co prawda nie tak wielkim jak z początku, ale jednak.
poniedziałek, 20 maja 2013
Włosowe zakupy :)
Kiedy tylko dostałam pieniądze od razu popędziłam na sklepy ,by skompletować włosowy ekwipunek. Za niektórymi rzeczami bardzo musiałam się nachodzić, innych nie udało mi się kupić w ogóle także w moim koszyku lądowały zamienniki tego, czego nie nabyłam, a co często bywa polecane na różnych blogach i forach internetowych.
Eliksir ziołowy do włosów łamliwych, zniszczonych i farbowanych-Ciekawe jak się spisze :P
Odżywka do włosów i skóry głowy jantar- Na tą wcierkę polowałam od dawna szczególnie, że zależy mi na szybszym przyroście włosów.
Olejek Alterra Migdały i papaja- (Kupiony w ramach zastępu olejku avokado i ze słodkich migadłów) Nawet jak nie sprawdzi się na włosach ,to zużyjemy go z Kubą do masażu pleców, które tak często nas bolą :)
Olejek Babydream fur mama- Kolejny polecany do olejowania włosów produkt, który pod wpływem opinii postanowiłam zakupić (w ramach zastępu za brak olejku avokado i ze słodkich migdałów)
Pilomax Kamille Wax Maska Regenerująca z rumiankiem do włosów zniszczonych, jasnych- Kosztowała mnie 33 zł w aptece, i nieźle musiałam się jej naszukać. Mi i mojemu chłopakowi powoli kończyła się cierpliwość do chodzenia po mieście tylko za tym specyfikiem. Co prawda mam już włosy ciemne, jednak opinie były tak pozytywne, że myślę, iż może podreperować moje suche, zniszczone wcześniejszym rozjaśnianiem, a potem farbowaniem włosy.
Olejek łopianowy z czerwoną papryką- Kolejny olejek, co ma przyspieszyć porost włosów, i nawet w tej chwili siedzę z nim na głowie, a więc do testowania wkręcił się jako nr 1. Pierwszy raz użyłam go na nocce u przyjaciółki, wsmarowałam w całe włosy, otuliłam ręcznikiem i podgrzewałam suszarką jakiś czas. Włosy po pierwszym użyciu były miękkie, i bardziej niż zwykle nawilżone. Dziś nie miałam ochoty na tak czasochłonne smarowanie całej partii włosów, z tego powodu odgarniałam włosy i wklepywałam w skórę głowy. No i ważne też jak to robić, by nie wylać go za dużo. Za pierwszym użyciem wyleciało mi go stanowczo zbyt wiele jak na 1 raz. Teraz podpatrzyłam sposób, i odlewam łyżkę stołową na spodeczek, po czym maczam sobie w niej palce, i wmasowuje w skórę głowy. Olejku zeszło o wiele mniej, i chyba właśnie tak będę go używać :)
Delikatnie różowy lakier do paznokci miss sporty :) Kolor z racji swej delikatności od razu przypadł mi do gustu. Po wymalowaniu nim paznokci wyglądają one na bardzo zdrowe :)
Oraz odżywka wzmacniająca z wapniem Nail Expert Manicure- Miejmy nadzieję, że będzie dobra. Obecnie używam odżywki tej samej firmy na przyspieszenie wzrostu moich poobgryzanych paznokci, i muszę przyznać, że sprawuje się nieźle. Zazwyczaj prawie w ogóle mi nie rosną, a obecnie jakoś idą :)
Będę musiała przygotować za jakiś czas schemat pielęgnacji włosów na ten tydzień jednak to później, po wczorajszym ataku duszności i migrenowej aurze jestem wykończona. Sporego stracha napędziłam całej rodzinie i chłopakowi, kiedy nie mogłam złapać oddechu. Byłam pewna, że bez szpitala się nie obejdzie, jednak mój Kuba doskonale się mną zaopiekował, trzymał za ramiona, wyprowadził na powietrze, i kazał głęboko oddychać. Po jakimś czasie uspokoiłam się, i z powrotem mogłam zaczerpnąć normalny oddech. Obecnie wyczytałam, że nieleczona alergia przyczynia się do astmy oskrzelowej, a od alergii na pyłków duszności są naturalne w silnej alergii. Lekarka powiedziała, że moja alergia jest na tyle silna, że jeden lek nie wystarczy, i tak oto przepisała mi dwa opakowania różnych tabletek, kazała pić wapno aż trzy razy dziennie po jedną-dwie tabletki musujące, przepisała również maść na sterydach, i zaleciła stosować dopóki wysypka nie ustąpi. Alergię stwierdzoną mam na pyłki drzew i kwiatów, sierść kotków, oraz na mleko i produkty mleczne. Niestety czasem lubię zjeść sobie coś, co powoduje u mnie uczulenia, a skutki? Właśnie ukazały się wczoraj. Mam nadzieję, że była to jednorazowa akcja. Oczywiście nie obyło się bez opieprzu, jak mogłam odstawić leki na alergię i to na całe 5 lat... Sama się sobie dziwię. Lekarka powiedziała, że moje częste kłopoty z żołądkiem mogą być spowodowane również tym, że zaprzestałam leków, i sporo alergenów mam w organizmie, a dopóki ponad w połowie znikną miną co najmniej 3-4 miesiące. Bardzo bym chciała ,aby alergeny ustąpiły. Alergia w połączeniu z migreną to jest coś, co potrafi zdemotywować człowieka. Sama dziwię się sobie jak mogłam tak głupio myśleć, że leki na alergię nie mogą być ważne... Tym bardziej, że jak żył mój tata sam często miał z powodu alergii duszności. Było minęło. Teraz tylko stosowanie leków, a w najbliższym czasie alergolog i testy na nietolerancje pokarmowe.
Eliksir ziołowy do włosów łamliwych, zniszczonych i farbowanych-Ciekawe jak się spisze :P
Odżywka do włosów i skóry głowy jantar- Na tą wcierkę polowałam od dawna szczególnie, że zależy mi na szybszym przyroście włosów.
Olejek Alterra Migdały i papaja- (Kupiony w ramach zastępu olejku avokado i ze słodkich migadłów) Nawet jak nie sprawdzi się na włosach ,to zużyjemy go z Kubą do masażu pleców, które tak często nas bolą :)
Olejek Babydream fur mama- Kolejny polecany do olejowania włosów produkt, który pod wpływem opinii postanowiłam zakupić (w ramach zastępu za brak olejku avokado i ze słodkich migdałów)
Pilomax Kamille Wax Maska Regenerująca z rumiankiem do włosów zniszczonych, jasnych- Kosztowała mnie 33 zł w aptece, i nieźle musiałam się jej naszukać. Mi i mojemu chłopakowi powoli kończyła się cierpliwość do chodzenia po mieście tylko za tym specyfikiem. Co prawda mam już włosy ciemne, jednak opinie były tak pozytywne, że myślę, iż może podreperować moje suche, zniszczone wcześniejszym rozjaśnianiem, a potem farbowaniem włosy.
Olejek łopianowy z czerwoną papryką- Kolejny olejek, co ma przyspieszyć porost włosów, i nawet w tej chwili siedzę z nim na głowie, a więc do testowania wkręcił się jako nr 1. Pierwszy raz użyłam go na nocce u przyjaciółki, wsmarowałam w całe włosy, otuliłam ręcznikiem i podgrzewałam suszarką jakiś czas. Włosy po pierwszym użyciu były miękkie, i bardziej niż zwykle nawilżone. Dziś nie miałam ochoty na tak czasochłonne smarowanie całej partii włosów, z tego powodu odgarniałam włosy i wklepywałam w skórę głowy. No i ważne też jak to robić, by nie wylać go za dużo. Za pierwszym użyciem wyleciało mi go stanowczo zbyt wiele jak na 1 raz. Teraz podpatrzyłam sposób, i odlewam łyżkę stołową na spodeczek, po czym maczam sobie w niej palce, i wmasowuje w skórę głowy. Olejku zeszło o wiele mniej, i chyba właśnie tak będę go używać :)
Delikatnie różowy lakier do paznokci miss sporty :) Kolor z racji swej delikatności od razu przypadł mi do gustu. Po wymalowaniu nim paznokci wyglądają one na bardzo zdrowe :)
Oraz odżywka wzmacniająca z wapniem Nail Expert Manicure- Miejmy nadzieję, że będzie dobra. Obecnie używam odżywki tej samej firmy na przyspieszenie wzrostu moich poobgryzanych paznokci, i muszę przyznać, że sprawuje się nieźle. Zazwyczaj prawie w ogóle mi nie rosną, a obecnie jakoś idą :)
Będę musiała przygotować za jakiś czas schemat pielęgnacji włosów na ten tydzień jednak to później, po wczorajszym ataku duszności i migrenowej aurze jestem wykończona. Sporego stracha napędziłam całej rodzinie i chłopakowi, kiedy nie mogłam złapać oddechu. Byłam pewna, że bez szpitala się nie obejdzie, jednak mój Kuba doskonale się mną zaopiekował, trzymał za ramiona, wyprowadził na powietrze, i kazał głęboko oddychać. Po jakimś czasie uspokoiłam się, i z powrotem mogłam zaczerpnąć normalny oddech. Obecnie wyczytałam, że nieleczona alergia przyczynia się do astmy oskrzelowej, a od alergii na pyłków duszności są naturalne w silnej alergii. Lekarka powiedziała, że moja alergia jest na tyle silna, że jeden lek nie wystarczy, i tak oto przepisała mi dwa opakowania różnych tabletek, kazała pić wapno aż trzy razy dziennie po jedną-dwie tabletki musujące, przepisała również maść na sterydach, i zaleciła stosować dopóki wysypka nie ustąpi. Alergię stwierdzoną mam na pyłki drzew i kwiatów, sierść kotków, oraz na mleko i produkty mleczne. Niestety czasem lubię zjeść sobie coś, co powoduje u mnie uczulenia, a skutki? Właśnie ukazały się wczoraj. Mam nadzieję, że była to jednorazowa akcja. Oczywiście nie obyło się bez opieprzu, jak mogłam odstawić leki na alergię i to na całe 5 lat... Sama się sobie dziwię. Lekarka powiedziała, że moje częste kłopoty z żołądkiem mogą być spowodowane również tym, że zaprzestałam leków, i sporo alergenów mam w organizmie, a dopóki ponad w połowie znikną miną co najmniej 3-4 miesiące. Bardzo bym chciała ,aby alergeny ustąpiły. Alergia w połączeniu z migreną to jest coś, co potrafi zdemotywować człowieka. Sama dziwię się sobie jak mogłam tak głupio myśleć, że leki na alergię nie mogą być ważne... Tym bardziej, że jak żył mój tata sam często miał z powodu alergii duszności. Było minęło. Teraz tylko stosowanie leków, a w najbliższym czasie alergolog i testy na nietolerancje pokarmowe.
wtorek, 14 maja 2013
Joanna balsam nawilżająco-regenerujący i maska Ce Ce med- Buble?
Dziś będzie o wspomnianych w tytule produktach ,które (jak długo żyłam w tym przekonaniu) okazały się być najzwyklejszymi bublami. Ale czy aby na pewno?
Joanna z apteczki babuni balsam do włosów nawilżająco-regenerujący włosy suche i zniszczone, oraz Ce Ce med, silk mask maska do włosów suchych z jedwabiem.
Do balsamu z Joanny- Podchodziłam po parę razy. Po umyciu nakładałam na partię włosów poniżej ucha, i czekałam aż wyschną, by zobaczyć efekty. Jak można się łatwo domyślić czas schnięcia włosów znacznie się przedłużył, a po pół godzinie od wyschnięcia włosy wyglądały na bardzo przetłuszczone. Zniechęciło mnie to do używania tego produktu, dlatego odłożyłam go na półkę, mając na względzie, że przecież kiedyś jeszcze może się przydać. Dość długo leżał u mnie nie tknięty po nieudanych próbach. Momentem przełomowym był wczorajszy wieczór.
Łatwo stwierdzić, że maska z jedwabiem Ce Ce Med nie znalazła się tutaj przypadkowo. Kupiłam ją w początkowym szale na kosmetyki. Potrzebowałam natychmiastowej regeneracji dla moich zniszczonych rozjaśnianiem włosów. I... za koszt 26 zł, nie otrzymałam nic prócz pieniędzy wyrzuconych w błoto. Bardzo żałowałam, że wcześniej nie przeczytałam opinii odnośnie tej maski (od tamtej pory zanim coś kupię czytam dokładnie opinie na internecie) Początkowym ''efektem'' jaki przyniosła ta maska była sztywność włosów, i wielkie plątanie. Regeneracja? O żadnej regeneracji nie było mowy. Poza zapachem maska nie zachwycała mnie kompletnie niczym. Beznadziejna, co więcej można powiedzieć?
Wczoraj, gdy wróciłam do domu byłam tak zmęczona, że zupełnie nie miałam siły na żadne godzinne trzymanie olei/ masek. Z tego powodu zerknęłam na półkę i na samym tyle rzuciły mi się te dwa buble. Do głowy wpadł mi pomysł, by je nie tyle co połączyć a zaaplikować w kolejności maska/ odżywka. I po umyciu włosów nałożyłam najpierw maskę (jeszcze na mokre) ,fakt faktem dużo jej musiałam dać, odczekałam z 2 -3 minuty, spłukałam, po czym na moich włosach wylądował balsam z Joanny. I również posiedział sobie około 3 minuty, mimo, że na opakowaniu pisało bez spłukiwania, ja spłukałam. W trakcie spłukiwania balsamu nie czułam zbytniej różnicy. Zawiedziona nałożyłam jeszcze serum na końcówki, i czekałam aż włosy wyschną, bym mogła zapleść warkocza i spokojnie położyć się spać. Włosy wyschły, przeczesałam je ( o dziwo problemu z rozczesaniem nie było) zaplotłam go w warkocz na noc, i rano po rozplątaniu miłe zaskoczenie :) Włosy wspaniale nawilżone, miękkie, w dotyku przypominające te po masce Pilomax Henna Wax.
Ważne jest aby znaleźć sposoby na wykorzystywanie zakupionych bubli, ponieważ naprawdę szkoda pieniędzy. Oczywiście nikomu nie polecam zakupu maski Ce Ce Med ,po to, aby złączyć ją z balsamem Joanny, ponieważ zwyczajnie szkoda pieniędzy, a można zainwestować je w coś znacznie lepszego, jednak jeśli już takowe buble znalazły by się w naszej półce, można je wykorzystywać na różne sposoby :)
A tutaj zdjęcia po wykorzystaniu produktów o których mowa. Nie wiem, czy ktoś zauważyłby różnicę, ale na moich przesuszonych włosach ja z pewnością ją dostrzegam :)
Jedno co zauważył mój chłopak - Kiedyś, tuż po rozjaśnianiu włosów moje kudły były dosłownie wszędzie. Najlepsze? Znalazły się i na jego bluzie, wyprał ją dwa razy i kaczo-żółte włoski wciąż tam były! Obecnie nie 'lenię' się już tak bardzo, a łamliwość ( nie zapeszając) troszkę się zmniejszyła, choć wiem, że gdyby nagle przestać z pielęgnacją znów kłopot by wrócił. Ale na szczęście ani mi w głowie przestawać : ) Będę jeszcze długo dążyć do ładnych włosów, ale w końcu mi się to uda :)
Joanna z apteczki babuni balsam do włosów nawilżająco-regenerujący włosy suche i zniszczone, oraz Ce Ce med, silk mask maska do włosów suchych z jedwabiem.
Do balsamu z Joanny- Podchodziłam po parę razy. Po umyciu nakładałam na partię włosów poniżej ucha, i czekałam aż wyschną, by zobaczyć efekty. Jak można się łatwo domyślić czas schnięcia włosów znacznie się przedłużył, a po pół godzinie od wyschnięcia włosy wyglądały na bardzo przetłuszczone. Zniechęciło mnie to do używania tego produktu, dlatego odłożyłam go na półkę, mając na względzie, że przecież kiedyś jeszcze może się przydać. Dość długo leżał u mnie nie tknięty po nieudanych próbach. Momentem przełomowym był wczorajszy wieczór.
Łatwo stwierdzić, że maska z jedwabiem Ce Ce Med nie znalazła się tutaj przypadkowo. Kupiłam ją w początkowym szale na kosmetyki. Potrzebowałam natychmiastowej regeneracji dla moich zniszczonych rozjaśnianiem włosów. I... za koszt 26 zł, nie otrzymałam nic prócz pieniędzy wyrzuconych w błoto. Bardzo żałowałam, że wcześniej nie przeczytałam opinii odnośnie tej maski (od tamtej pory zanim coś kupię czytam dokładnie opinie na internecie) Początkowym ''efektem'' jaki przyniosła ta maska była sztywność włosów, i wielkie plątanie. Regeneracja? O żadnej regeneracji nie było mowy. Poza zapachem maska nie zachwycała mnie kompletnie niczym. Beznadziejna, co więcej można powiedzieć?
Wczoraj, gdy wróciłam do domu byłam tak zmęczona, że zupełnie nie miałam siły na żadne godzinne trzymanie olei/ masek. Z tego powodu zerknęłam na półkę i na samym tyle rzuciły mi się te dwa buble. Do głowy wpadł mi pomysł, by je nie tyle co połączyć a zaaplikować w kolejności maska/ odżywka. I po umyciu włosów nałożyłam najpierw maskę (jeszcze na mokre) ,fakt faktem dużo jej musiałam dać, odczekałam z 2 -3 minuty, spłukałam, po czym na moich włosach wylądował balsam z Joanny. I również posiedział sobie około 3 minuty, mimo, że na opakowaniu pisało bez spłukiwania, ja spłukałam. W trakcie spłukiwania balsamu nie czułam zbytniej różnicy. Zawiedziona nałożyłam jeszcze serum na końcówki, i czekałam aż włosy wyschną, bym mogła zapleść warkocza i spokojnie położyć się spać. Włosy wyschły, przeczesałam je ( o dziwo problemu z rozczesaniem nie było) zaplotłam go w warkocz na noc, i rano po rozplątaniu miłe zaskoczenie :) Włosy wspaniale nawilżone, miękkie, w dotyku przypominające te po masce Pilomax Henna Wax.
Ważne jest aby znaleźć sposoby na wykorzystywanie zakupionych bubli, ponieważ naprawdę szkoda pieniędzy. Oczywiście nikomu nie polecam zakupu maski Ce Ce Med ,po to, aby złączyć ją z balsamem Joanny, ponieważ zwyczajnie szkoda pieniędzy, a można zainwestować je w coś znacznie lepszego, jednak jeśli już takowe buble znalazły by się w naszej półce, można je wykorzystywać na różne sposoby :)
A tutaj zdjęcia po wykorzystaniu produktów o których mowa. Nie wiem, czy ktoś zauważyłby różnicę, ale na moich przesuszonych włosach ja z pewnością ją dostrzegam :)
Jedno co zauważył mój chłopak - Kiedyś, tuż po rozjaśnianiu włosów moje kudły były dosłownie wszędzie. Najlepsze? Znalazły się i na jego bluzie, wyprał ją dwa razy i kaczo-żółte włoski wciąż tam były! Obecnie nie 'lenię' się już tak bardzo, a łamliwość ( nie zapeszając) troszkę się zmniejszyła, choć wiem, że gdyby nagle przestać z pielęgnacją znów kłopot by wrócił. Ale na szczęście ani mi w głowie przestawać : ) Będę jeszcze długo dążyć do ładnych włosów, ale w końcu mi się to uda :)
sobota, 11 maja 2013
Małe zakupy i włosowe cele.
Chodząc do szkoły trzy dni w tygodniu na popołudnie, przeważnie zawsze wstępuję do galerii. Czasem po prostu, by zabić czas czekania na koleżankę, innym razem po to, by zobaczyć czy byłyby jakieś warte uwagi kosmetyki- oczywiście do włosów. I tak oto przechadzając się po całej galerii, przeważnie nigdy nie umiem przejść obojętnie obok rossman'a. Dlatego przez te trzy dni, za każdym razem wychodziłam chociaż z jednym włosowym kosmetykiem. Oto nabytki tego tygodnia:
Garnier Ultra Doux odżywka olejek awokado i masło karite- Ta odżywka była na liście moich kosmetyków od bardzo dawna, ale dopiero w tym tygodniu przeczytałam wszystkie recenzje na wizaż.pl i zdecydowałam się na jej zakup. Wiele o niej na ten czas nie powiem, chociaż, już wywarła na mnie pozytywne wrażenie, ponieważ użyłam jej 3 albo 4 razy, i rzeczywiście dały mi nawilżenie, którego moje włosy potrzebowały. Miejmy tylko nadzieję, że nie jest to chwilowy efekt, jak w przypadku np. masek i odżywek firmy Ziaja.
Gliss Kur oil nutritive-Kolejna odżywka o bardzo przyjemnym składzie. Miejmy nadzieję, że spisze się dobrze na moich wysokoporowatych włosach.
Isana odżywka nawilżająca do włosów suchych i zniszczonych-Nie wiem, czy zdecydowałabym się na nią, gdyby nie promocja. Uznałam, że nawet jak się nie sprawdzi ,to wiele na tym nie stracę 3.99 zł to nie wielki koszt, a spróbować zawsze można. Użyłam jej wczoraj po raz pierwszy, i efekt zbytnio zadowalający nie jest. W sumie nic szczególnego, większego nawilżenia też nie ma, ale 1 raz to za mało ,aby się wypowiadać i skreślać tą odżywkę, dlatego będę jej jeszcze używać, i później dam znać, czy efekty wraz z czasem są lepsze, czy dalej nie ma żadnych.
Joanna Argan Oil serum do zniszczonych końcówek włosów- Wczoraj idąc do szkoły standardowo wstąpiłam do mojego osiedlowego sklepu po to, by kupić bilet i w oczy rzucił mi się akurat ten kosmetyk. Od razu przypomniałam sobie pozytywne opinie na wizażu i postanowiłam go kupić :)
Muszę przyznać, że kosmetyków do włosów mi nie brakuje, a wciąż mam szaleńczą chęć na nowe. Na mojej liście do zakupienia w najbliższym czasie pozostaje jeszcze serum A+E z biowax'u i maska Pilomax Kamille Wax do włosów zniszczonych, jasnych (co prawda już z jasnych przeszłam na ciemne jednak tak dobrych opinii i recenzji na temat tej maski nie mogę zlekceważyć) Zastanawiam się też nad olejem do włosów, jednak nie mam pojęcia jakim. Myślę nad awokado, bądź ze słodkich migdałów. W każdym razie po zakupieniu powyżej wymienionych trzeba się wstrzymać z włosowymi zakupami na długi czas- do zużycia co najmniej ponad połowy obecnych kosmetyków.
Chyba pora przedstawić moje włosy... Które w dobrym stanie nie są. Mam jeszcze zdjęcia za czasów rozjaśniania, i stwierdzam, że to jedna wielka masakra. Dziś dziwię się, jak taki pomysł mógł mi wpaść do głowy, ale cóż, człowiek uczy się na błędach. Zdjęcie po lewej jest przed podcięciem najbardziej zniszczonej partii włosów, po prawej po:
Jak widać sporej części włosów musiałam się pozbyć. Obecnie nie są już jasne, raz były zafarbowane na paloną kawę z Mariona, obecnie na głęboką czerń również tej samej firmy. Niestety, jak można się łatwo domyśleć kolor wypłukuje się bardzo, ale to bardzo szybko, i prześwity są o wiele bardziej widoczne,niż myślałam ,że będą, a nie wygląda to estetycznie.
Zdjęcie robiła mi moja przyjaciółka parę dni temu, to właśnie na tym zdjęciu najbardziej widoczne są prześwity:
Garnier Ultra Doux odżywka olejek awokado i masło karite- Ta odżywka była na liście moich kosmetyków od bardzo dawna, ale dopiero w tym tygodniu przeczytałam wszystkie recenzje na wizaż.pl i zdecydowałam się na jej zakup. Wiele o niej na ten czas nie powiem, chociaż, już wywarła na mnie pozytywne wrażenie, ponieważ użyłam jej 3 albo 4 razy, i rzeczywiście dały mi nawilżenie, którego moje włosy potrzebowały. Miejmy tylko nadzieję, że nie jest to chwilowy efekt, jak w przypadku np. masek i odżywek firmy Ziaja.
Gliss Kur oil nutritive-Kolejna odżywka o bardzo przyjemnym składzie. Miejmy nadzieję, że spisze się dobrze na moich wysokoporowatych włosach.
Isana odżywka nawilżająca do włosów suchych i zniszczonych-Nie wiem, czy zdecydowałabym się na nią, gdyby nie promocja. Uznałam, że nawet jak się nie sprawdzi ,to wiele na tym nie stracę 3.99 zł to nie wielki koszt, a spróbować zawsze można. Użyłam jej wczoraj po raz pierwszy, i efekt zbytnio zadowalający nie jest. W sumie nic szczególnego, większego nawilżenia też nie ma, ale 1 raz to za mało ,aby się wypowiadać i skreślać tą odżywkę, dlatego będę jej jeszcze używać, i później dam znać, czy efekty wraz z czasem są lepsze, czy dalej nie ma żadnych.
Joanna Argan Oil serum do zniszczonych końcówek włosów- Wczoraj idąc do szkoły standardowo wstąpiłam do mojego osiedlowego sklepu po to, by kupić bilet i w oczy rzucił mi się akurat ten kosmetyk. Od razu przypomniałam sobie pozytywne opinie na wizażu i postanowiłam go kupić :)
Muszę przyznać, że kosmetyków do włosów mi nie brakuje, a wciąż mam szaleńczą chęć na nowe. Na mojej liście do zakupienia w najbliższym czasie pozostaje jeszcze serum A+E z biowax'u i maska Pilomax Kamille Wax do włosów zniszczonych, jasnych (co prawda już z jasnych przeszłam na ciemne jednak tak dobrych opinii i recenzji na temat tej maski nie mogę zlekceważyć) Zastanawiam się też nad olejem do włosów, jednak nie mam pojęcia jakim. Myślę nad awokado, bądź ze słodkich migdałów. W każdym razie po zakupieniu powyżej wymienionych trzeba się wstrzymać z włosowymi zakupami na długi czas- do zużycia co najmniej ponad połowy obecnych kosmetyków.
Chyba pora przedstawić moje włosy... Które w dobrym stanie nie są. Mam jeszcze zdjęcia za czasów rozjaśniania, i stwierdzam, że to jedna wielka masakra. Dziś dziwię się, jak taki pomysł mógł mi wpaść do głowy, ale cóż, człowiek uczy się na błędach. Zdjęcie po lewej jest przed podcięciem najbardziej zniszczonej partii włosów, po prawej po:
Jak widać sporej części włosów musiałam się pozbyć. Obecnie nie są już jasne, raz były zafarbowane na paloną kawę z Mariona, obecnie na głęboką czerń również tej samej firmy. Niestety, jak można się łatwo domyśleć kolor wypłukuje się bardzo, ale to bardzo szybko, i prześwity są o wiele bardziej widoczne,niż myślałam ,że będą, a nie wygląda to estetycznie.
Zdjęcie robiła mi moja przyjaciółka parę dni temu, to właśnie na tym zdjęciu najbardziej widoczne są prześwity:
Do czego dążę w pielęgnacji włosów? Przede wszystkim do tego, aby włosy, które dopiero rosną były gęstsze, i mocniejsze, a te, które są zniszczone (czyli ich większa część) uległa regeneracji. Jednak obecnie najbardziej zależy mi na tym, by końcówki włosów przestały łamać się w tak bardzo zastraszającym tempie. Nie jest przyjemnie patrzeć na końcówki łamiące się nawet na 3 -4 cm...Ale liczę, że wraz z upływającym czasem, i stosowania różnego rodzaju masek/ odżywek/ olei, czy nawet płukanek uda mi się osiągnąć to wszystko. Nawet jeśli ma to trwać lata, sądzę, że warto :) Na tym kończę mój obecny wpis. W kolejnym jak sądzę, pojawią się moje zniszczone, poobgryzane paznokcie, z którymi podobnie jak z włosami, walczę, by były ładne, i w miarę przyzwoitej długości.
Subskrybuj:
Posty (Atom)